Rowery holenderskie – Lepiej kupić nowe czy używane?
Od lat wiadomo, że najlepsze są rowery holenderskie. O ich cechach powiemy w dalszej części tego artykułu. Skupimy się także na ważnej kwestii, czyli co się bardziej opłaca – kupno nowych czy używanych rowerów. Obie te opcje mają swoje plusy i minusy. Zapraszamy do lektury.
Nowe rowery holenderskie – Jakość idzie w parze z… wysoką ceną
Ponieważ coraz więcej osób z miast decyduje się, by do pracy dojeżdżać rowerem lub po pracy wzmóc aktywność fizyczną rynek rowerowy cały czas się rozwija. Każdy rok daje nam więcej możliwości. Dzisiejsze rowery to nie tylko koła, rama, dobra siodełko, kierownica, łańcuch i pedały. Nowe rowery holenderskie to bogactwo osprzętu. Ciekawe gadżety mogą niejednego skusić. Różnego rodzaju uchwyty, mocne bagażniki, koszyki, oświetlenie, odblaski, dzwonki. Wszystko to można w pełni dostosować do własnych potrzeb. Jakie jeszcze zalety możemy wymienić jeśli chodzi o nowe rowery?
- Mamy pewność, że wszystko działa, jak należy.
- Pięknie się prezentują.
- Mają najnowsze, praktyczne udogodnienia.
Niestety, zalet jest wiele, ale jest też jedna, konkretna wada – cena. Za nowy, holenderski rower z koszykiem, światłami, lusterkiem i dzwonkiem zapłacić trzeba minimum 2,5 tysiąca złotych. To duża kwota, na którą nie każdy może sobie pozwolić.
Używane rowery holenderskie – Może to lepsza możliwość?
Ponieważ sprzedaż internetowa kwitnie każdy może znale xc coś dla siebie w niższych cenach. Mówimy tu o używanych rowerach. Świetną opcją są specjalne komisy. Używane rowery holenderskie wcale nie muszą oznaczać tandety. Niektóre są w naprawdę dobrym stanie, a kosztują dużo mniej niż nowe. Wadą jest to, że trzeba dłużej czekać na dobre okazje. Ale jeśli ma się czas i jest się cierpliwym, to można trafić na naprawdę dobre rowery, w świetnym stanie, a zapłacimy za nie połowę mniej niż za nowe. Można także kupić od osoby prywatnej. Jednak w ten sposób nie mamy pewności, że rower będzie w takim stanie jak w opisie. Zdarzają się oszuści, którzy potrafią dobrze ukryć jakąś usterkę, a ta wychodzi na jaw dopiero po dłuższej jeździe.